Z pamiętnika VII-XII-BLOG

Z pamiętnika Pani Kapitan…

VII. 2014

Usłyszałam dzisiaj wychodząc na mostek, przezabawny okrzyk: „Uwaga stary idzie!”. Delikatny śmiech zagościł wśród załogi, jednak po krótkiej chwili, przedmówca został poprawiony. „Nie stary, tylko stara!”

Czyżby nadszedł ten czas?…

Tego jeszcze nie wiem, jednak kurs mam już obrany od bardzo dawna… Z tego kursu na Zawiszy jestem bardzo dumna…

„A nasz Zawisza w rejsach ćwiczebnych. Nasz kapitan też jest potrzebna…”

Mam już własną przyśpiewkę żeglarską, którą co niektórzy radośnie nucą pod nosem, sprawiając mi przy tym ogromna radość. Czy zostanie to zapamiętane i nucone? Tego dowiem się w przyszłości. Teraz trochę żyję teraźniejszością, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

„Z marynarską fają…” Każdy kapitan ma swój atrybut, ja jeszcze na własny cały czas pracuję;)

 

Każdy dzień zapisany jest wśród nowych mil, przemierzonych po Bałtyku, nowych doznań, nawet, jeżeli wydają się one bardzo podobne do tych wczorajszych.

Cały czas myślę o moich własnych, samodzielnych milach na żaglowcu tak jakby to tutaj rozpoczęło się moje kapitanowanie. A przecież już wcześniej dowodziłam, prowadziłam mniejsze jednostki po Bałtyku, Północnym i Śródziemnym. Dlaczego też myślę o tym kapitanowaniu na Zawiszy cały czas?

O każdym kapitanowaniu myślę cały czas. Nie jest dla mnie różnicą, czy jestem na 12 metrowym jachcie czy na 43 metrowym żaglowcu, czy jestem odpowiedzialna za 10 osób, czy za 45 osób. Zawsze jestem odpowiedzialna za zdrowie, życie załogi i bezpieczeństwo samej też jednostki, na której żeglujemy.

Prawdą jest, że Zawisza Czarny, wspinanie się po „drabince” kwalifikacyjnej żaglowca było czymś, co sprawdzało moje umiejętności (tu w tym momencie niektórzy mogą się zaśmiać, ale w chwili obecnej aktualna hierarchia patentowa jest wielki śmiechem – oberwę za szczerość, ale mam takie zdanie…).

 

Morze wychowuje, uczy, poucza, grozi palcem jak matka patrząca na swoje dziecko, które chce wejść na wyższe drzewo w ogródku.

 

Nie pozostaje nam żeglarzom, kapitanom nic innego jak żeglować, obierać nowe kursy po morzach i oceanach, i starać się je w jakiś cudowny sposób łączyć z życiem na lądzie.

 

Złotego środka jeszcze chyba nikt nie znalazł, są lepsze i gorsze momenty, w których tęsknota na morzu odbiera czasami racjonalne myślenie, a rozłąka z morzem sprawie, że na lądzie zaczynamy się dusić.

 

To jest nasz drugi dom, który bardzo często stawiamy mimo wszystko na pierwszym miejscu. Nie patrząc często, bądź chcąc nie patrzeć na to, co jest wokół lądowej egzystencji.

Ktoś, kiedy mi powiedział: „Zaślubiona morzu i przygodzie” i tego właśnie się trzymam kurczowo (?), Jak młody żeglarz, który nie wypuszcza z rąk rumpla, kiedy jacht zaczyna ostrzyć i nabierać jeszcze większego przechyłu.

 

Ile dni jestem na morzu, tyle mam wzlotów i upadków, zwątpień jak również chęci do działania. Niczym kolejka wysokogórska ostry wjazd na wyżyny, po to tylko, żeby z większym pędem zjechać w dół. I podnieść się na nowo.

 

Dlaczego tak bardzo zastanawiam się nad tym, co będzie jutro, pojutrze i za miesiąc? Dlaczego nie potrafię żyć tym momentem, w którym jestem aktualnie?

Problem tkwi cały czas w tym samym. Musiałabym być egoistką, a niestety nią w 100 % nie jestem.

I tu sprawa się rozwiązuje, z grymasem na twarzy i pytaniem o przyszłość. Czy w takim razie nie osiągnę sukcesu? Dlaczego akurat miałoby tak być? Czyżby faktycznie sukces był zarezerwowany jedynie dla egoistów?

Tego nie wiem. Okaże się wszystko w przyszłości. Przecież wyjście z tej sytuacji cały czas jest. Mogę udowodnić, że nie trzeba być egoistą, aby osiągnąć sukces, nie muszę przestać liczyć się z innymi.

Mogę się zawsze kiedyś zmienić. Przerodzić się w bestie, egoistki zmanierowanej i osiągnąć w końcu swój cel.

 

Jej serce bije w takt poruszających się tłoków silnikowych tego żaglowca. Nieustająca melodia kołysze ją do snu. Uspokaja, oddala zadumę o lądowym życiu.

Z każdą milą od lądu powoli zapomina o przeszłości, tęsknocie za teraźniejszością i niepokojem o przyszłość. Tak właśnie wygląda jej życie, nieustanna melancholia, w której kiedyś doszukiwała się problemów. Dzisiaj wie, że to tylko ona i jej świat. Tak odległy i tak bliski jak każdy kurs wytyczony na mapie.

Nie potrafi odgadnąć, co będzie później, nie potrafi już skorzystać z kryształowej kuli. Pozostaje tylko kompas ludzkiej intuicji….

 

VIII.2014

Bawimy się w żeglarstwo…

Tak dobre duchy określają moje istnienie na morzu. Nie ważne, że jeszcze kilka tygodni temu duchy wspierały i dopingowały.
Przewrotność funkcjonowania na lądzie i łączenia tej scenerii z życiem na morzu. Raz się jest, raz ciebie nie ma.

Pracujesz, obierasz swój cel i starasz się jak najlepiej funkcjonować, tak, aby nie móc sobie nic zarzucić. „A tu taka sytuacja…”
„Bawisz się w Panią Kapitan”, całe szczęście, że te słowa zostały tylko przeczytane, a nie usłyszane.

„Zaślubiona morzu i przygodzie”, tak oceniła mnie moja przeszłość, która widząc moją tęsknotę za morzem tylko była z boku i nie wiązała się żadnym węzłem do mnie. A teraźniejszość, która miała być najważniejsza oceniła mnie, jako dziewczynkę bawiącą się w bycie Panią Kapitan 2 razy w roku…

 

X.2014

Czy można połączyć życie na lądzie z życiem na morzu?
Mogę odpowiedzieć na to pytanie bardzo subiektywnie. Mi się to nie udało.

 

XII.2014

Czy coś osiągnęłam? Droga do Hilo mnie zweryfikuje, kiedy w kilwaterze wspomnień ludzie sobie przypomną o mnie.
Każdy osiąga w miarę swoich możliwości. W miarę swojego czasu…

 

„Krótka chwila i wracasz, krótka chwila i wracasz,
Krótka chwila i wracasz na morze.

Boję się morza w twoich myślach.”

 

A chwili wytchnienia, gdy jest się u boku innego Kapitana jako z-ca moje żeglowanie na Zawiszy z uśmiechem na twarzy Chief-a (Miłosz W. Romaniuk) wygląda następująco:

nameTindirindi-blog